Nie o wszystkim mam zdanie, ale o niektórych rzeczach dość zdecydowane. Mam wrażenie, że urodziłam się – WIEDZĄC. Kiedy ludzie mi mówią: „ale skąd wiesz?”, „ale jak możesz wiedzieć?” – ja wiem.
Dlatego nie mogę znieść kłamców ani zawistników, ta energia po prostu jest zbyt głośna. Wiem, że ludzie zazdrośni i kłamliwi są zwyczajnie niedojrzali, gdyby wiedzieli, co energetycznie robią, samym sobie – natychmiast by przestali. Widząc takich ludzi, nie mam ochoty, żeby byli w moim życiu. Nie bawi mnie zabawa w kotka i myszkę. Zresztą kłamca nie ma się gdzie schować – skoro ja wiem.
Nie bawi mnie już również wychowywanie ludzi. Niech wychowuje ich los. Ja nie będę traciła czasu na przekonywanie innych. Lubię natomiast głębokie dobre relacje. Na nie poświęcam swoją energię. Mam szczęście do ludzi mądrych, dobrych, głębokich, kochających i o złotym sercu. Nie tworzę przyjaźni na sezon. Tworzę głębokie relacje na lata.
Jednak potrzebuję też samotności. Głęboko w duszy jestem bowiem typem filozofa, lubię usiąść w fotelu z książką i po prostu niewiele musieć. W samotności i ciszy odradzam się. Chociaż czasem ta sama samotność, która pomaga mi się odrodzić, wydaje się nie do zniesienia.
Wszystko zatem z umiarem. Ostatnie lata po przeprowadzce do mojej pustelni w Pirenejach były dla mnie czasem dużej niepewności. Szukałam mojej ścieżki i poznawałam siebie. Ostatnio czuję, jak coraz więcej rzeczy zarówno w kwestiach osobistych, jak i zawodowych wskakuje na swoje miejsce.
Cieszę się też, że w moim życiu jest ostatnio ciut więcej stabilności, przed którą tak długo uciekałam. Mam wrażenie, że dojrzałam i bardzo dobrze, bo nigdy nie chciałam być nieodpowiedzialna w wieku czterdziestu czy pięćdziesięciu lat. Na co mogłam sobie pozwolić w wieku dwudziestu czy trzydziestu lat nie koniecznie chcę kontynuować po czterdziestce.
Cieszę się jednak, że dałam sobie te siedem lat na przemyślenia i poukładanie siebie, że długo uczyłam się, kim jestem i wsłuchiwałam w głos wewnątrz mnie. Dziś potrafię słuchać głosu własnej duszy i trochę lepiej nawigować przez burze życia.
Mam wrażenie, że te moje dzisiejsze rozmyślania są trochę nostalgiczno-filozoficzne, ale taki mam dziś nastrój. Leżąc na kanapie, patrzę na góry i czuję się jak Charles Bukowski, tylko oczywiście trzeźwy.
Zdjęcie do tego posta zostało zrobione blisko dziesięć lat temu, kiedy zaczynała się moja wędrówka ku bardziej świadomej wersji siebie.
Przypominam, że w piątek spotykamy się na zoomie na medytacji prowadzonej. Temat obfitość. Szczegóły w ostatnim poście. Będziesz?

Skomentuj